Dziecko zmarło na sepsę, aktu oskarżenia jeszcze nie ma
W nocy z 17 na 18 stycznia 2014 roku w świdnickim szpitalu Latawiec na sepsę zmarła 17-miesięczna dziewczynka. Jej matka złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej, która od ponad roku zbiera materiał dowodowy, który obejmuje m.in. opinię biegłych sądowych. Na chwilę obecną nie wiadomo kiedy akt oskarżenia trafi do sądu.
- Bardzo długo zajęło nam postępowanie polegające na zwolnieniu z tajemnicy lekarskiej medyków, którzy pracowali w pogotowiu tego feralnego dnia. Opinia biegłych kluczowa w tym postępowaniu również była przygotowywana przez długi czas. Takie sprawy mają to do siebie, że trwają bardzo długo - mówi Marek Rusin, prokurator rejonowy.
Przypomnijmy:
Matka dziewczynki zadzwoniła na pogotowie po poradę, ponieważ dziecko bardzo źle się czuło, miało wysoką gorączkę. Dyspozytorka powiedziała, że połączy matkę z lekarzem. Tak się nie stało. Dopiero później udało się nim porozmawiać. Kolejny telefon na pogotowie był już z prośbą o wysłanie karetki- ta przyjechała po 45 minutach. Lekarz wypisał leki, po których dziecko na chwilę poczuło się lepiej. Gdy jego stan zaczął się pogarszać, lekarz jak oświadczyła matka stwierdził, że nie wie co dziecku jest i poradził, aby zawieźć je do szpitala. Niestety z powodu bardzo szybkiego rozwoju choroby nie udało się uratować 17-miesięcznej dziewczynki, która zmarła tego samego dnia w szpitalu Latawiec.
- Choroba miała piorunujący przebieg. Dziecko było u nas zaledwie trzy godziny - mówił w styczniu ub.r. Zbigniew Kubiaczyk, dyrektor ds. lecznictwa szpitala "Latawiec" w Świdnicy.
Jak podkreślają lekarze w leczeniu sepsy najważniejszy jest czas. Nawet pół godziny może uratować życie.
Przeczytaj komentarze (3)
Komentarze (3)